Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki Przejdź do treści

Dostępne skróty klawiszowe:

  • Tab Przejście do następnego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Shift + Tab Przejście do poprzedniego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Enter Wykonanie domyślnej akcji.
  • ALT + 1 Przejście do menu głównego.
  • ALT + 2 Przejście do treści.
  • Ctrl + Alt + + Powiększenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + - Pomniejszenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + 0 Przywrócenie domyślnego rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + C Włączenie/wyłączenie trybu kontrastowego.
  • Ctrl + Alt + H Przejście do strony głównej.
13 maja 2022

Huta „Katowice” lepsza od „Breżniewa”

Drukuj

Źle się stało, że Huta Katowice nie powstała w takim kształcie, w jakim została zaprojektowana – mówi Zbigniew Szałajda, dyrektor huty w latach 1974-80, później minister hutnictwa i wicepremier.

Piotr Purzyński: W 1974 roku zastąpił pan Kazimierza Budzyńskiego na stanowisku dyrektora budowanej huty Katowice. Jak pan zapamiętał tamten czas?

Zbigniew Szałajda: – Na placu budowy była właściwie tylko rozgrzebana ziemia. Poza wykopami i ścinanym lasem w zasadzie nic tam nie było. Siedziba dyrekcji była w baraku, chyba gdzieś w okolicy Gołonoga. Był tam dyrektor Budzyński, kierowca i dwie sekretarki. I chyba jeszcze dyrektor inwestycyjny Czesław Jagła. Stanąłem i pomyślałem sobie: Zbyszek, gdzieś ty wpadł, jak ty chcesz to teraz ogarnąć.

Zacząłem od organizowania kadry. Wiedziałem, że nie da się tego zrobić bez doświadczonych menedżerów. To był zaciąg najlepszych z tych, który znałem z wielu hut, inżynierów i kierowników. Przychodzili ludzie ze Śląska, a także z Huty Sendzimira. Musiałem zorganizować cały resort z dyrektorem kadrowym na czele, bo trzeba było tysiące ludzi przeszkolić. Mieliśmy kompetentnych  menedżerów, ale zwykłych hutników – otrzaskanych z ogniem, gazem i temperaturami – wielu wtedy nie było. Prowadziliśmy więc nabór, przede wszystkim młodych ludzi, którzy do Huty Katowice chętnie przyjeżdżali z całej Polski. Widzieli w tym swoją szansę na awans. I oni uczyli się w polskich hutach, uczyli się na stażach w Związku Radzieckim i w Niemczech. Był moment, kiedy na szkoleniu za granicą było ponad dwa tysiące ludzi. To był niesłychany wysiłek organizacyjny.

Do dziś wiele osób zadaje sobie pytanie, dlaczego kombinat w Dąbrowie Górniczej nazwano Hutą Katowice?

– Sprawa ma polityczne podłoże. Roboczo to była Huta Centrum. To miała być baza dla części surowcowej górnośląskiego hutnictwa. Starego i przestarzałego. Nowoczesnymi środkami, przy mniejszym zadymieniu i mniejszej szkodliwości, nowa huta miała dostarczać gotowy wsad do dalszej przeróbki pozostałym hutom.

Związek Radziecki miał wtedy jedną z najlepszych – jeśli nie najlepszą na świecie – część surowcową: wielkie piece, piece konwertorowskie, martenowskie i koksownie. Dostawy części metalurgicznej były więc od nich. No i z tego powodu plac budowy miał zwiedzić towarzysz Leonid Breżniew. Przez partyjna źródła była wtedy rozpowszechniana propaganda, że tak jak Pałac Kultury i Nauki był darem Stalina dla Warszawy, tak po wizycie Breżniewa trzeba będzie nazwać hutę jego imieniem, bo to będzie dar od Związku Radzieckiego.

Jak udało się tego uniknąć?

– Pierwszym sekretarzem w Katowicach był wtedy Zdzisław Grudzień, a jego nieformalnym zastępca Zdzisław Legowski. Partyjny działacz, ale mądry i rozumiejący różne problemy, w tym ekonomiczne. Poprosiłem o rozmowę i pojechałem do niego do Katowic. Przypomniałem, że ktoś kiedyś wpadł na pomysł, żeby Katowice przemianować na Stalinogród. Nieudana to była sprawa, był sprzeciw społeczny. Więc mówię: Chcecie, żeby to samo było z hutą im. towarzysza Breżniewa? Społeczność nie zaakceptuje takiej nazwy, będą się wyśmiewać. Przyznał mi rację. No i wtedy wymyśliłem neutralną nazwę „Huta Katowice”. Zawołałem później grafika i on mi ten napis nad bramą wyrysował tak, jak go sobie wyobrażałem.

CZYTAJ TAKŻE: Budowali Hutę Katowice i przy okazji wybudowali pół Dąbrowy

Akt erekcyjny pod trzeci wielki piec w Hucie Katowice wmurowano w 1979 roku, ale do użytku oddano go dopiero w 1986 roku. Kto i dlaczego zdecydował wcześniej o przerwaniu budowy?

– Ta sprawa też ma podłoże polityczne. Budowa Huty Katowice była planowana na dwa etapy. Pierwszy etap z produkcją 3 mln ton stali został zrealizowany z nadwyżką. W drugim etapie miał powstać trzeci wielki piec i walcownia blachy ciągłej. Chyba rok po tym, jak w 1980 roku odszedłem do Warszawy, do huty zaczęły przychodzić nawet urządzenia do walcowni. W Warszawie napotkałem jednak opór Komisji Planowania, która ze względu na kryzys była przeciwna dalszej budowie przemysłu ciężkiego, w tym drugiemu etapowi Huty Katowice. Przyznaję, że będąc wtedy ministrem hutnictwa, przegrałem wojnę o budowę drugiego etapu.

To że racja była po mojej stronie pokazała kilka lat później modernizacja walcowni blachy gorącej w Hucie Sendzimira w Krakowie i fakt, że myśmy importowali olbrzymie ilości blachy, która mogła być przecież walcowana w Hucie Katowice. A w ogóle ewenementem było już to, że po decyzji rządu – którą spreparowała Komisji Planowania – walcownię, które już prawie w komplecie były na Hucie Katowice, z powrotem sprzedaliśmy Związkowi Radzieckiemu. Oni wybudował tę walcownię – o ile dobrze pamiętam – w Magnitogorsku.

Żałował pan?

– Źle się stało. Jerzy Gwieździński, właściwie mózg Komisji Planowania w tamtych czasach, przyznał mi potem rację. Że jak już te urządzenia były na miejscu, to  trzeba było to zbudować i nie musielibyśmy modernizować walcowni ciągłej w Sendzimirze.

Bo trzeci wielki piec – uruchomiony w końcu w 1986 roku – był potrzebny, żeby uwolnić Hutę Sendzimira od produkcji stali i surówki. Taki był nacisk społeczny. Przecież Nowa Huta im. Lenina powstała z powodów politycznych, żeby zmajoryzować klasą robotniczą inteligenckie społeczeństwo Krakowa, które było raczej antysowieckie. Normalnie budowa takiej kolubryny obok zabytkowego Krakowa nie miała sensu.

Niezrealizowany drugi etap budowy Huty Katowice pokazuje, że w zamyśle – z walcownią gorącą blach – był to projekt kompletny,

– No tak, myśmy nie budowali przecież pomnika dla Gierka czy kogoś innego. Dobrze wtedy analizowaliśmy zapotrzebowanie na stal. Dziś się o tym planowaniu zapomina, bo buduje się na przykład wielki port lotniczy nie mając rozeznania w zapotrzebowaniu na loty.

ZBIGNIEW SZAŁAJDA (ur. 1934) – inżynier hutnictwa, w latach 1974-1980 dyrektor Huty Katowice w Dąbrowie Górniczej, minister hutnictwa (1980-1981), minister hutnictwa i przemysłu maszynowego (1981-1982), wiceprezes Rady Ministrów (1982-1988).

Rozmowa – przeprowadzona na okoliczność 50-lecia wbicia pierwszej łopaty na budowie Huty Katowice – ukazała się w kwietniowym numerze „Przeglądu Dąbrowskiego”

Czytaj więcej

Wiadomości

Wesołych Świąt!

Wiadomości

Urząd Miejski nieczynny w wigilię

Strona główna

Krawiectwo przez zabawę

Wiadomości

Ewa Fudali-Bondel nowym zastępcą prezydenta Dąbrowy Górniczej