Przejdź do menu głównego Przejdź do wyszukiwarki Przejdź do treści

Dostępne skróty klawiszowe:

  • Tab Przejście do następnego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Shift + Tab Przejście do poprzedniego elementu możliwego do kliknięcia.
  • Enter Wykonanie domyślnej akcji.
  • ALT + 1 Przejście do menu głównego.
  • ALT + 2 Przejście do treści.
  • Ctrl + Alt + + Powiększenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + - Pomniejszenie rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + 0 Przywrócenie domyślnego rozmiaru czcionki.
  • Ctrl + Alt + C Włączenie/wyłączenie trybu kontrastowego.
  • Ctrl + Alt + H Przejście do strony głównej.
31 grudnia 2024

Nowe życie po otyłości

Drukuj

Przełomowy moment nadszedł, gdy nie udało mi się zapiąć pasa w samolocie i musiałam poprosić o przedłużkę. Pasażerowie patrzyli na mnie z dezaprobatą. Było mi wstyd, zrobiło mi się przykro – Ewa Wólczyńska, pielęgniarka diabetologiczna, edukatorka zdrowego trybu życia, naczelna pielęgniarek w Zagłębiowskim Centrum Onkologii w Dąbrowie Górniczej w rozmowie z Lucyną Stępniewską opowiada o walce z otyłością.

Lucyna Stępniewska: Schudła pani 100 kg. Ile pani ważyła wcześniej?

Ewa Wólczyńska: – Ponad 160 kg. Nigdy nie byłam małym dzieckiem, ale nie byłam otyła. Tak gdzieś od 2000 roku przybywało mi kilogramów, najwięcej w covidzie. Było mi wtedy ciężko zawodowo i prywatnie, „pocieszenie” znajdowałam w jedzeniu. Dzisiaj wiem, że otyłość jest formą zwrócenia na siebie uwagi. Gdy pojawiają się problemy emocjonalne, stres i trudne sytuacje życiowe, popada się w nałogi, uzależnienia od alkoholu, narkotyków czy jedzenia.

Otyłość nie przeszkadzała pani w pracy?

– Na początku nie miałam z tym problemu. Jestem otwartą osobą, akceptowaną, lubię się śmiać, także z siebie. Przez całe życie wyznawałam zasadę, że trzeba się kochać takim, jakim się jest i można jeść, co się chce i ile się chce.  Tak było do momentu, gdy fizycznie zaczęło mnie wszystko boleć, nie potrafiłam wstać z łóżka bez leków przeciwbólowych, pokonanie 6 schodów było nie lada wyczynem. Zaczęłam podupadać na zdrowiu, stawałam się osobą nieszczęśliwą i sfrustrowaną, ale dalej nie widziałam siebie takiej, jaką byłam. Widzę to dzisiaj na starych zdjęciach. Stosowałam jakieś diety, ale nie przynosiły żadnego rezultatu.

Pracuje pani na oddziale diabetologicznym. Pacjentom mówi pani, jak mają żyć z cukrzycą, jaką stosować dietę. Sama nie była pani przykładem zdrowia i nie stosowała się do tych rad.

– Osiem lat temu zaangażowałam się w tworzenie oddziału diabetologii. Jako jedyna w regionie miałam wtedy uprawnienia diabetologiczne. Pracowałam jako edukatorka, mówiłam ludziom chorym na cukrzycę, jak mają walczyć z chorobą, a sama miałam już duszności podczas snu. Oczywiście pacjenci odbierali mnie różnie, generalnie mnie lubili, nie było źle. Życie stawało się jednak coraz bardziej uciążliwe, ale problemu jeszcze nie widziałam, nawet gdy mój przełożony sugerował podjęcie jakichś kroków.

Pamiętam moment, gdy ówczesny konsultant wojewódzki zapytał mojego szefa, doktora Tomasza Szczepanika, jak może sobie pozwolić na to, żeby główny edukator był taki otyły. Ordynator odpowiedział, że polega na mojej wiedzy i kompetencjach, i na tym, jakim jestem człowiekiem. Dało mi to do myślenia, jednak nie był to jeszcze moment przełomu.

A kiedy nadszedł?

– Nadszedł chwilę później, gdy nie udało mi się zapiąć pasa w samolocie, musiałam poprosić o przedłużkę. Wszyscy pasażerowie patrzyli na mnie z dezaprobatą. Zrobiło mi się przykro, było mi wstyd. Podjęłam decyzję, że czas powiedzieć „stop”! To już był ten moment, gdy zaczęłam źle funkcjonować psychicznie, po covidzie bolały mnie stawy, miałam duszności. Którejś nocy wzięłam tabletki, powiedziałam sobie, że albo coś z tym zrobię, albo się wykończę.  Przestałam wychodzić na zakupy, ubrania kupowałam już tylko w internecie i to z reguły na amerykańskich stronach, bo tam można było kupić kolorowe sukienki w dużym rozmiarze. Polskie ekspedientki patrzyły na mnie z obrzydzeniem, mogły mi zaoferować jedynie skarpetki.

Dotarło w końcu do pani, że otyłość to choroba?

– Mówiąc choroba, nie mam na myśli chorób tarczycy czy insulinooporności. Tyjemy z nadmiaru jedzenia. Ostatecznie otworzyłam oczy, gdy zliczyłam zjadane w ciągu dnia kalorie – było ich 6000, przy zapotrzebowaniu na poziomie 3000. Jemy zwykle z jakiegoś głębszego powodu i z tymi psychologicznymi problemami, by zerwać z nałogiem, trzeba sobie w pierwszej kolejności poradzić. Uzależnienie od jedzenia jest bardziej „uzależniające” niż od alkoholu czy narkotyków. Nikotyna, alkohol nie są nam potrzebne do życia. Gdy z nimi zrywamy, po prostu przestajemy palić czy pić. Z jedzeniem jest trudniej – musimy jeść, by funkcjonować. Kontakt z tym, co uzależnia i wykańcza, jest stały, pokusy są bardzo silne.

W walce z otyłością poradziła sobie pani właściwie sama. Mając wiedzę, narzuciła sobie reżim kaloryczny, wprowadziła ruch, brała leki.

– Stopniowo zmniejszałam dzienną liczbę kalorii, brałam leki farmakologiczne, zastrzyki, zaczęłam spacerować, najpierw 5 minut, bo nie dawałam rady więcej, potem 10 i z czasem coraz więcej. Nie stosowałam żadnych specyficznych diet. By zdrowo chudnąć, trzeba jeść właściwie wszystko, nie wracać do starych nawyków, bo pojawi się efekt jojo. Nie wycięłam żołądka ani jego części, gdyż powoli, ale skutecznie zmniejszałam wagę. Z żołądkiem trzeba uważać. Jego wycięcie załatwi sprawę na rok, dwa, ale potem, o ile nie nauczymy się walczyć z emocjami i zaczniemy zajadać, żołądek na nowo się rozciągnie. Nie wolno też nic nie jeść.

Odchudzałam się z aplikacją „Fitotu”, która liczy kalorie, którą polecam wszystkim. Liczenie jest bardzo ważne, bo czasem maleńka kanapeczka może posiadać 500 kalorii, a nam się wydaje, że tylko trochę. Stopniowo weszłam w deficyt kaloryczny, którego trzymam się do dziś. Nauczyłam się wybierać produkty, pracuję z emocjami. Nie mogę być głodna, gdy tak się dzieje – idę się zmęczyć, biegam, ćwiczę na siłowni. Muszę się czymś zająć, bo wiadomo, jak się człowiek nudzi, zaczyna myśleć o jedzeniu.

Co dzisiaj mówi pani swoim pacjentom?

– Dziś moich pacjentów zachęcam nie tylko do liczenia kalorii, ale i zdrowego ruchu. Na początku niech to będą spacery, potem rower, pływanie. Ja tak zaczynałam. W pierwszym roku nie byłam w stanie ćwiczyć, wszystko mnie bolało. Jedno uzależnienie zastąpiłam drugim – od ruchu. Co jednak jest najważniejsze w tym procesie, to wsparcie psychologa, by znaleźć odpowiedź, dlaczego tak się uzależniłam. Dzisiaj mogę o tym mówić, dawniej nie potrafiłam się do tego przyznać, wiem, jak sobie radzić. Musi jednak przyjść taki moment, żeby naprawdę uświadomić sobie swoją sytuację i chcieć ją zmienić. Używam mojej historii, aby pacjentów przekonać do zmiany stylu życia, zwłaszcza gdy słyszę, że się nie da. Opowiadam im, że wiem, jakie to trudne, ale że się da!  To wiem na pewno. Na siłowni, w internecie poznałam mnóstwo ludzi motywujących mnie do zmiany i wspierających w tym. W miejsce obrzydzenia zyskałam szacunek i bardzo się z tego cieszę. Niestety, wielu ludzi nie wie, że otyłość to choroba. Myślą, że wynika z obżarstwa i lenistwa, a odnoszenie się do „grubych” bez szacunku, z politowaniem, naprawdę boli.

Trzy lata walki. Dzisiaj jest pani inną osobą, wygląda rewelacyjnie, rozpoczyna drugie życie.

– Nie drugie, a nowe. Robię rzeczy, których wcześniej nie robiłam. Mogę normalnie iść do butiku i wybierać ubrania. Totalnie inaczej funkcjonuję. Nie chodziłam do kina, teatru, bo zwyczajnie nie mieściłam się w fotelu. Co dla innych jest normalne, dla mnie dopiero się staje, są to moje nowe doświadczenia. Chodzę po górach, w tym roku zdobyłam Koronę Bieszczad, planuję wspiąć się na Rysy. Nie staram się patrzeć wstecz, wracać do przeszłości, mam łzy w oczach na myśl, ile straciłam lat życia. Teraz widzę te smutne, trudne czasy i jak mocno byłam wtedy ograniczona. Dzisiaj patrzę do przodu, jestem silna, mogę dużo więcej i to jest bardzo fajne.

Rozmawiała Lucyna Stępniewska

Zdjęcia: archiwum Ewy Wólczyńskiej

Tekst ukazał się w grudniowym numerze „Przeglądu Dąbrowskiego”

Czytaj więcej

Wiadomości

Zima – wyzwania i obowiązki

Wiadomości

Segregujemy tekstylia

Wiadomości

Pilot od serca

Strona główna

Rok 2024 w Dąbrowie Górniczej w liczbach